„SERCE TO JESZCZE ZA MAŁO, ŻEBY KOCHAĆ”

Był 1 lutego roku... nie pamiętam którego… Ale na pewno wiele lat temu, bo raczej chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej. Ktoś poprosił mnie o zaniesienie leków pewnej chorej pani z Młodzianowa. Okazało się, że pod wskazanym adresem mieszkają aż dwie chore panie – córka i jej prawie stuletnia matka. „Sto lat to nie byle co” – pomyślałam –
i z sentymentem zabarwionym współczuciem przyjęłam zaproszenie na kolejne wizyty...

Tak zaczęła się moja bliższa znajomość ze światem chorych.

Potem życie obdarzało mnie kolejnymi doświadczeniami. A już jako dorosła osoba. przez kilka lat dość często bywałam
w Domu Pomocy Społecznej.

W końcu przyszła kolej na opiekę nad własną mamą...

Dlaczego dziś o tym piszę?

Wczoraj obchodziliśmy Światowy dzień Chorego. Warto, abyśmy na łamach „Mojej Parafii” zatrzymali się przy tych,
którzy w szczególny sposób „mają Boga w oczach”.

Dzisiejszy świat, zapatrzony w sukces i ekrany telefonów, pędzi, często nie dostrzegając wyciągniętej dłoni chorego.
Z pewnością to „wyciągnięcie ręki” kojarzy nam się z prośbą o pomoc, jednak... prawda jest nieco inna. Bo może
właśnie ta ręka wciągnie nas do nieba? Może bardziej niż my im, oni pomagają nam? Nawet nieświadomie, ale swoją obecnością uczą, jak człowiekiem człowiek ma pozostać.

Choroba to trudny temat. Trzeba mieć do niej pokorę i nie mędrkować. Bo przecież ona raczej nie bywa ładna,
miła i przyjemna. Zarówno dla tego, kto choruje, jak i dla osób towarzyszących. Choroba to często wielka walka
z bólem i brakiem sensu – ze strony chorego, a także walka z poczuciem bezsilności i zmęczeniem – ze strony opiekujących się.

Kiedy spotkasz na swojej drodze cierpienie drugiego człowieka, nie próbuj od razu mówić „rozumiem”, bo... cierpienie jest jak miłość.

Przed cierpieniem trzeba uklęknąć. Wspierać słowem i modlitwą, a niekiedy zwykłą obecnością w ciszy.

I trzeba mieć też odwagę podjęcia ryzyka, że ktoś, komu chcemy pomóc, nie zachowa się tak, jakbyśmy sobie życzyli.
Bo kiedy w życiu człowieka (jego samego lub bliskiej osoby) pojawia się choroba, niestety nie zawsze umie on przyjąć postawę wdzięczności, odwzajemnić uśmiech, odpowiedzieć dobrym słowem. Czasem bywa zupełnie odwrotnie. Jakże trudno jest pozostać w postawie miłości w takiej sytuacji. Wtedy realizuje się myśl z wiersza ks. Jana Twardowskiego: „Serce to jeszcze za mało, żeby kochać”. Serce to za mało, bo emocje czasem podpowiadają, żeby zostawić, odejść…

Uczmy się miłości prawdziwej.

 

fo

do góry